wtorek, 28 czerwca 2011

"Friday, Friday, fun, fun..."

Zmęczeni po hucznej całonocnej inauguracji festiwalu? Do wieczora spokojnie odpoczniemy, bo z wyłączeniem kilku zespołów, piątkowe propozycje ogólnie nie kładą na kolana. Ale od początku.

O 17 warto zajrzeć pod namiot posłuchać polskiego duetu Twilite (pisane na szczęście w ten sposób i bez Roberta Pattinsona w składzie). Jakiś czas temu znajoma podsunęła mi do przesłuchania ich album i obecnie obok Kamp! to jeden z moich ulubionych polskich zespołów. Natomiast na pewno nie trzeba nikomu przedstawiać formacji Pogodno, która zajmuje tego dnia honorowe pierwsze miejsce na Main Stage, chociaż ostatnio trochę o nich ucichło, a Budyń pokusił się o napisanie piosenki dla Dody. To nie koniec polskich akcentów tego dnia, pod Namiotem pojawi się bowiem formacja o finezyjnej nazwie D4D, ex-Dick4Dick.

Wielką wygraną tego i ubiegłego roku została bez wątpienia wyjątkowo utalentowana muzycznie panna Brodka z Twardorzeczki. Co za zmiana, co za wyszukane eklektyczne teksty, co za image… Pozostanę tu zapewne w mniejszości, bo mimo że Granda okazała się wielkim sukcesem, ten głośny electro-folk zupełnie do mnie nie przemawia. Entuzjastom życzę dobrej zabawy przed Main Stage o 20.

W ramach headlinera znów miłościwie będzie królował nam britpop. Jarvis Cocker odkurzył gitarę i czy to z braku oszczędności, czy z braku koncertowego szaleństwa zebrał zespół i Pulp powrócili. Nie ma potrzeby martwić się o ich formę, mimo że od ostatniego albumu minęło aż dziesięć lat. Glastonbury było zachwycone. Czy będą równie dobrze bawić się z takimi common people jak my?




W międzyczasie British Sea Power będzie próbowało udowodnić namiotowej publice, że Wielka Brytania ma siłę - nie tylko morską, ale i muzyczną. Słaba gatunkowa alternatywa dla sceny głównej, ale dajmy im szansę, bo podobno live dają radę.

Jak to zwykle na Open’erze bywa, wszystko co dobre musi się pokrywać. Podczas gdy Pulp będzie szarpało struny przez drugą połowę swojego slotu, na Tent Stage zagości reprezentacja zawsze dobrej australijskiej elektroniki, formacja Cut Copy. Miło, że zaproszono po raz kolejny dobry zespół z tak dalekich stron. Cztery lata temu supportowali Daft Punk, dzisiaj sami pracują na swoją pozycję. W oczekiwaniu na wizytę duetu w kaskach, pobawimy się do Take Me Over.

O północy warto pojawić się przed sceną główną. Tam – wyczekiwani przez spore grono festiwalowiczów Foals. Pomimo zaledwie kilku lat działalności, udało im się wybić z całego tego oceanu alternatywnych zespołów-kopii i zrobić coś naprawdę po swojemu. Doceniamy.
Ostatnią propozycją sceny namiotowej tego dnia będzie angielsko-hiszpański kolektyw Crystal Fighters, świetnie łączący rodzime wpływy w elektroniczną, taneczną całość.

A co na pozostałych scenach? Na World Stage – jazz, egzotyka i hip-hop.  Jeśli ktoś miałby ochotę zajrzeć na Young Stage, polecam Tres.B, wielonarodowościową formację z polską wokalistką Misią Furtak na czele. W zamierzchłych czasach bez Facebooka miałam ich w znajomych na MySpace, już wtedy zapowiadali się naprawdę dobrze! Junkie Punks w poznańskich 8Bitach przyciągnęli mnie przed samą konsoletę, liczę więc na kolejną dawkę dobrego electro na Burn Beat Stage. 


We so excited?

Mon Ziobro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz