środa, 29 czerwca 2011

Audiencja u Księcia, czyli dzień trzeci

Po atrakcyjnym czwartku i nieco mniej atrakcyjnym piątku przyszedł czas na trzeci dzień Heineken Open’er Festival, czyli spełnienie marzeń Mikołaja Ziółkowskiego (tak przynajmniej można wnioskować z jego nadzwyczajnej ekscytacji w czasie ogłaszania artystów, w szczególności jednego z nich).


W festiwalową sobotę, już o 17:00 na Tent Stage wejdzie Paristetris – polski projekt powstały w 2008 roku, grający muzykę, delikatnie mówiąc, dość ekstrawagancką. Ten, kogo nie zrażają dysonanse i nieoczywistość melodii, a przyciąga bogata instrumentalistyka i nietuzinkowy głos wokalistki z Argentyny powinien przyjąć bardzo ciepło ten występ. Po Paristetris na scenie pojawi się The Asteroids Galaxy Tour czyli zespół tzw. reklamowy. Można powiedzieć, że ci duńscy muzycy to dzieci szczęścia – raczkujący skład, który nagrał niedawno pierwszą płytę, bardzo szybko wypromował się dzięki udostępnieniu swoich utworów do spotów reklamowych takich koncernów jak Heineken czy Apple.



Main Stage natomiast przywita pierwszego artystę o 18:00. Będzie to znana niegdyś formacja Sistars, która ostatnio wznowiła działalność by zagrać kilka koncertów. Jako że nigdy specjalnie nie przemawiały do mnie ich hity, pominę ich występ na Opener'rze dyplomatycznym milczeniem. Siostry Przybysz zostaną zastąpione na scenie przez oldschoolowy zespół Primus, którego początki sięgają lat 80. Amerykański metal z odrobiną funka i domieszką kilku innych stylów nie do każdego może przemówić, jednak warto wspomnieć, że to właśnie ten skład jest odpowiedzialny za muzykę z czołówki kultowego serialu South Park.

O 21:00 średnią wieku wykonawców dnia trzeciego zacznie obniżać w Namiocie Kate Nash. Dwudziestoczterolatka z cudownym londyńskim akcentem zaprezentuje swoje melodyjne, wpadające w ucho utwory i będzie delikatnym wstępem dla występujących po niej braci Waglewskich z ich ostatnim projektem – Kim Nowak. Tym razem, po zabawach  z rapem, elektroniką i jazzem, Fisz i Emade zapragnęli powrócić do korzeni muzyki rockowej. Nie ma się jednak czego obawiać – odnoszę wrażenie, że tych dwoje potrafi poradzić sobie w każdym gatunku.

Oczywiście niektórzy w ogóle nie zainteresują się tym,  jakie muzyczne propozycje zostały przygotowane na mniejsze sceny. Najważniejsze dla nich (i dla Mikołaja Ziółkowskiego) będzie to, że o 22.00 na Main Stage’u pojawi się nie kto inny a geniusz Prince. Maszynka do tworzenia piosenek, niewielki wielki człowiek, ekscentryk i niezaprzeczalna gwiazda. Jednak mimo wszystko, nie jestem przekonana czy to taki najlepszy pomysł – obsadzanie właśnie jego w roli headlinera festiwalu, na którym średnia wieku widowni to jakieś dwadzieścia dwa lata i pozwolenie mu na granie ile chce, uszczuplając tym samym dzień o jednego wykonawcę, który mógłby jeszcze po nim wystąpić. No cóż, na pewno znajdzie się odpowiedni target – niewątpliwie koncert Księcia w Polsce to dość znaczące wydarzenie. Pytanie tylko, czy tego właśnie spodziewamy się po Openerze?


Zostawiając biednego Prince’a w spokoju,  można zwrócić uwagę na to, co będzie  działo się przez cały dzień na World Stage’u. Tutaj o 20.30 na scenie pojawi się R.U.T.A. – ciekawy projekt powstały z inicjatywy  lidera Kapeli ze wsi Warszawa, który prezentuje folkową muzykę powstałą do tekstów piosenek chłopów buntujących się przeciwko wyzyskowi feudalnemu. Po nich zabrzmi etno electro, czyli nietuzinkowe wariacje niejakiego Goorala. Po nim, pół godziny po północy, wystąpi Antwan Patton, raper znany pod pseudonimem Big Boi. Oprócz niego, na zakończenie trzeciego dnia muzycznych wrażeń o 1:00 w Namiocie zaprezentuje się jeszcze tegoroczny debiutant, londyński zespół Chapel Club, którego najogólniej można opisać przymiotnikiem indie.

Dzień trzeci nie przyprawia mnie osobiście o szybsze bicie serca, jednak zawsze lepiej jest się pozytywnie zaskoczyć niż całkiem rozczarować. Miejmy tylko nadzieję, że pogoda dopisze i że jeśli spadnie jakikolwiek deszcz, to tylko purpurowy.


Martyna Stefańska

1 komentarz: